Coaching, mentoring, rozwój osobisty, neuromarketing, czy nawet joga to wciąż dzisiaj niezwykle popularne dziedziny, którymi interesują się miliony ludzi na całym świecie. Najpierw jest średni entuzjazm co do technik nauczania rozwoju osobistego, potem jest delikatne zainteresowanie, aż do totalnego zachwytu. Ale czy wgłębiając się w tajniki neuromarketingu czy przeróżnych socjotechnik zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób wpływają one na naszą duchowość?
Kilka lat temu, jeszcze na studiach zafascynowała mnie potęga ludzkiego umysłu, techniki wpływania na podświadomość swoją lub czyjąś oraz szeroko pojęte metody osiągania sukcesu ukierunkowane na skupieniu się wyłącznie na ‘własnym’ potencjale i umiejętnościach. Co odkryłam po wieloletnim śledzeniu tych wszystkich mechanizmów, przeczytaniu stery książek rozwojowych to to, że o ile niektóre techniki mają niewielki wpływ na nasze życie duchowe, tak inne wpływają na nie bardzo mocno. Dlaczego? Bo większość tych technik uczy aby człowieka stawiać w CENTRUM. Wybitni, znani także w Internecie coache wmawiają swoim słuchaczom, że to oni SAMI, wierząc tylko w siebie mogą osiągnąć dosłownie wszystko, powtarzając codziennie pewne aforyzmy i tym samym wpływając mocno na podświadomość pozytywnymi komunikatami, które nie do końca mogą być prawdziwe. Te wszystkie super techniki opierają się wyłącznie na potencjale człowieka, pomijając w tym wszystkim to, że to do Boga należy ostatnie słowo. Pomijają to, że to dzięki Bogu, jego łaskom jesteśmy tak zdolni, przedsiębiorczy i wspaniali. Dlaczego? Po części pewnie dlatego, że nikt nie kupiłby ich webinarów, szkoleń czy książek. Może też dlatego, że sami w Boga nie wierzą, a ewangelia sukcesu jest jedyną im znaną, która de facto działa i pozwala im zarobić miliony. Pytanie tylko, komu służymy kierując się tymi mechanizmami rozwoju? Czy nie grzeszymy przeciwko Pierwszemu Przykazaniu stawiając siebie w miejsce Boga? Czy nie grzeszymy pomijając Go w wyborze swojej drogi zawodowej, a potem w jej realizacji? Czy aby dobrą drogą jest wspinanie się za wszelką cenę po szczeblach kariery na podstawie teorii wysnutych przez ateistycznych coachów, czy osób od neuromarketingu?
Na swoim przykładzie mogę powiedzieć to, że o ile na początku to wszystko może wydawać się pięknie opakowane, te wszystkie wystąpienia ukierunkowane na szybkie wzbogacenie się i osiągnięcie sukcesu mogą nie jednego zachwycić, tak po jakimś czasie, człowiek odczuwa coraz większą pustkę, pomimo osiągnięć zawodowych i finansowych. Dlaczego? A no z powodu utraty Boga i morza łask, które mogliśmy otrzymać ufając Mu. I to w dodatku na własne życzenie. Niewierzący, zapewne nawet tego sobie nie uświadamiają, natomiast wielu wierzących,prędzej czy później doznaje łaski oświecenia i wraca do Pana Boga. Dlaczego poruszam ten temat? Dlatego, iż zagłębiając się w tego typu socjotechniki czy reguły wpływające na podświadomość, można naprawdę sobie zaszkodzić. Nie pokładając swojej wiary w Panu Bogu, nie pytając się Go o Jego wolę, o to, czy to co robimy jest etyczne i dobre, tak naprawdę odwracamy się od Niego i wchodzimy najpierw w pustkę, a potem w ciemność. Inaczej to ujmując, szatan ma do nas łatwiejszy dostęp i tak jakby podajemy mu dłoń wchodząc w coś, co nie pochodzi od Boga. Mnie na szczęście Pan Bóg odwiódł od tych rzeczy i pokazał tak naprawdę, że szatan atakuje dziś praktycznie każdą dziedzinę życia, od kultury i sztuki, po rozrywkę i naukę. Trzeba zatem naprawdę wszystko rozeznawać, poprzez przede wszystkim modlitwy skierowane do Ducha Św., bo bez tego my jako ludzie, nie jesteśmy w stanie tego najzwyczajniej w świecie ogarnąć. Nie bez powodu tylu ludzi sukcesu, gwiazd, multimilionerów są wciąż nieszczęśliwi, lub popełnili samobójstwa, pomimo pozornego szczęścia i dobrobytu.
Wiem, że wiele osób, które zajmują się np. rozwojem osobistym, czy coachingiem wyśmieje to, co właśnie napisałam. Jeszcze rok temu,też bym pewnie tak zrobiła, jednakże byłam zaślepiona i omamiona tą książkową, psychologiczną wiedzą do tego stopnia, że Bóg nie był u mnie w sercu i codziennym życiu na pierwszym miejscu, co nie znaczy, że mnie opuścił i we mnie zwątpił. Zapewne dopuścił to wszystko po to, abym mogła to później skonfrontować z prawdą jaką Bóg nam dał 2000 lat temu, a potem żebym mogła o tym pisać i mówić innym. Ten temat przewijał się w mojej głowie bardzo często, bo naprawdę wiara w siebie, we własne możliwości i to, że jestem samowystarczalna przez jakiś czas działały. Ale tylko przez jakiś czas. Wtedy , kiedy może i życie się układało, cały czas towarzyszył mi strach , niepokój i jakaś niewytłumaczalna pustka, którą nie wypełniły żadne pasje, praca czy przyjemności. W głębi serca, zastanawiałam się, jaki może być tego powód. Teraz już wiem. Dzięki temu, że Bóg upomniał się o mnie dosłownie [!], zrozumiałam, że to On jest wszechwiedzący i wszechmocny i że jeśli Go z serca o cokolwiek poproszę (pod warunkiem, że jest to dobre i zgodne z Jego wolą) to to spełni. Każde uzdrowienie ciała czy duszy, po dzień dzisiejszy dokonywany jest przez Boga pod warunkiem, że człowiek otworzy serce na Niego i z własnej woli poprosi Go o pomoc. Bóg nie przychodzi do nas nachalnie, bez naszej woli. Po to nam ją dał, abyśmy wybrali albo dobro, czyli Boga i miłość, albo zło, czyli szatana i zło. Co ty wybierasz?